niedziela, 22 listopada 2009

Bitwa o siebie.


Każdy powinien oglądać filmy o wojnie, w której bierze udział jego kraj. Kto z Polaków kładzie się do łóżka z troską i wspomnieniem żołnierzy RP walczących w Iraku? Przypuszczać należy, że rodziny żołnierzy oraz minister obrony — z zupełnie odmiennych jednak powodów.

Polacy strzelają tam i są ostrzeliwani (przecież) również w naszym imieniu. Już tylko z tego powodu powinniśmy uważnie wsłuchiwać w każdy głos w dyskusji dotyczącej operacji Iracka Wolność (w której od 2003 roku bierze udział polski kontyngent). Do bardziej wartościowych należy na przykład „Bitwa o Irak” z 2007 roku.

Czy film o wojnie może być dobry? Może być tylko przerażający. Młodzi ludzie z jednego kraju są szczuci przeciwko młodym ludziom z drugiego. Stawają oni przed dylematami, których nawet siwy mędrzec nie potrafiłby właściwie ocenić. Nagrodą są obietnice — odpowiednio, orderu bądź raju (jedno i drugie po śmierci). Nie jest miło na to patrzeć. Trzeba na to patrzeć, bo to przecież również polscy żołnierze. Wojna, jaka jest, nikt ciągle nie widzi. Co jakiś czas zaczyna się ciągle nowa i następna już czeka w kolejce. Tablica Mendelejewa jest duża, a o każdy pierwiastek trzeba będzie walczyć. Ropa się kończy — bagnet na broń!

Jakim prawem polskie dzieci prowadzone są na film o wojnie 1939 zamiast o tej z chwili obecnej? Czy patriotyzm to coś, co ma dotyczyć tylko Polski z lat 20-tych? Cała obłuda kształtowania opinii publicznej (a raczej jej braku) widoczna jest w wyborze między „Katyniem” a „Bitwą o Irak”. Społeczeństwo, jak dobre wojsko, po odpowiednim przeszkoleniu, działa zgodnie z założeniami również bez rozkazów.

Do kina — marsz!

Brak komentarzy: