niedziela, 22 lutego 2009

Wyjście smoka.


Prawdziwego aktora poznaje się po tym, jak kończy.

Fani zapewne rozpoznają tytułowe inicjały od razu, ale w trakcie projekcji nie raz przetrą oczy; Jean Claude Van Damme pokazuje Stallone'owi, czym jest dojrzałość. Gdy Brad Pitt już pół wieku ma 22 lata, a Pamela wspomaga się namiotem tlenowym na planie erotycznego filmu, stary karateka odkrył w sobie starego aktora. Nigdy nie jest za późno, miss Anderson.

Przedziwny, piętrowy film urzeka postmodernistycznym wymieszaniem filmu i życia, komplikując wątki i bawiąc się z oczekiwaniami widza. Tam, gdzie spodziewamy się Jeana w swojej typowej roli, okazuje się być to złudzeniem; gdzie spodziewamy się iluzji i gry, swe twarde kanty pokazuje rzeczywistość: nie tam, gdzie się wszyscy spodziewali i nie tak, jak się spodziewali.

Ze strony aktora wizerunku prostym i twardym jak cios butem to akt odwagi, z którym trudno coś porównać; najwięksi aktorzy świata ginęli pod ciężarem swego emploi; zaduch szufladki okazywał się zabójczy dla geniuszy, ale i dla zbieraczy Oscarów. Jean-Claude, człowiek od kopania innych ludzi na planie, pokazuje tu zdumiewający styl i klasę.

Jak to z ponowoczesnością bywa, komplikacje fabuły są jej częścią,
a wszelkie wyjaśnienia psują przyjemność. „JCVD” to film o filmie akcji o aktorze filmów akcji.
Brzmi nieźle? Jest właśnie tak, jak brzmi.

Po całych rzeszach pomarszczonych herosów wykonujących ciosy kung-fu przy pomocy pielęgniarki, widzimy wreszcie wojownika sceny, który nie tylko się zestarzał, ale i dorósł.

Brak komentarzy: