
„(...)żeby wpuścić karpia do wanny, należy wynieść z wanny węgiel.” – dlaczego autor takich słów nie został 10 minut po ich napisaniu premierem, prezydentem, wszech-władcą naszego udręczonego narodu?
Byłoby to zapewne pięknym tematem na opowiadanie dla Mrożka, gdyby nie to, że to on właśnie jest autorem tego przytłaczającego beznadzieją cytatu, który rozpoczyna oszałamiające opowiadanie pt. „Karp”.
Oszałamiające, lecz nie wyjątkowe – w obszernym zbiorze krótszych i dłuższych opowiadań właściwie nie ma ani jednego, który mógłby zdetronizować króla absurdu, tropiciela i znawcę ludzkiej duszy - i jakby to mało, jednego z inteligentniejszych polskich rysowników.
Mogło by być tych opowiadań wielokrotnie mniej, a i tak ich autor zasłużył by się Polsce na stulecia. Ze wszystkich rodzajów geniuszy najrzadsze są bowiem właśnie te, które łączą zdolności i twórczą siłę z zainteresowaniem bieżącą kondycją kraju - a jest to w większości przypadków nierozerwalnie połączone z wielką goryczą i napadami melancholii. Wielkie to szczęście dla nadwiślańskich Sarmatów, że znalazł się ktoś, kto niestrudzenie, przez długie lata podtykał im lustro szczerości i ironii pod fanatyczne gęby.
Musiała to być ciężka i wyczerpująca praca – wyjazd udręczongo pisarza do Meksyku może być tu swoistą gwarancją i potwierdzeniem pełnej wiarygodności i rzetelności wysiłku.
Cały naród uczy się wszystkich opowiadań na pamięć!
Każde dziecko tatuuje sobie ulubione fragmenty na twarzy!
Przez cały 2009 wszystkie dzieci płci męskiej chrzczone winny być Sławomirem!
Naprzód, do lektury!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz