
Nie każdy Superman jest dziennikarzem.
Największy kłopot przy tworzeniu mitów narodowych to znalezienie odpowiednio nośnej alegorii i legendy, która potrafi porwać za sobą tłumy. Co jednak zrobić, gdy dzieje narodu są rozpaczliwie pozbawione patosu? Problem obcy to Polsce, znany jednak wśród południowych sąsiadów.
„1956-Wolność i pokój” to węgierski film opowiadający historię narodowej drużyny sportowej, która zdruzgotała reprezentację ZSRR na olimpiadzie – dokładnie w momencie, gdy radzieckie czołgi pacyfikowały Budapeszt i mordowały ich rodaków.
Brzmi jak najlepszy zaczyn na mit narodowy?
Bohaterowie grali jednak w ... piłkę wodną.
Trudność w wydobyciu jakiejkolwiek dramaturgii z tej - kłopotliwej
w odbiorze i w filmowaniu - dyscypliny położyła się cieniem na całej produkcji.
Zrealizowawszy historiograficzną misję, film ten nie ma do zaoferowania więcej niż hasło Wikipedii dotyczące tych, w rzeczy samej niezwykłych, wydarzeń.
Trudna to sytuacja i niewielu reżyserów potrafiło by z niej wybrnąć
z korzyścią dla widzów i Węgier.Trudno jest usiedzieć przed telewizorem, gdy zew patriotyzmu wzywa na koń, za szablę, a surmy rotę grają. Tym trudniej, gdy żyje się w czasach niekonnych, bezszablowych i zgoła niemuzycznych. Bliski nam ból, okazuje się, nieobcy jest i za niedaleką granicą.
Nasi bratankowie w miałkości istnienia?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz