
Katharsis to nic przyjemnego.
Sam Peckinpah nakręcił w 1971 film tak dobry, że właściwie nie bardzo wiadomo, co się działo z kinem przez następne 34 lata, skoro po takim właśnie czasie powstaje „Historia przemocy”, bardzo ten film przypominająca. Cronenberg zrobił film bardzo dobry, ale powiedzieć tylko tyle o filmie Peckinpaha byłoby krzywdzącym niedomówieniem. To 90 minut zatykające dech; siła emocji i dramatyzmu wydarzeń prawdziwie wciska w fotel. Chciało by się, by takie filmy trwały po kilka dni bez przerwy.
Z filmem z 2005 zbliża je tematyka; w obydwu przypadkach obserwujemy, jak przemoc wkracza w życie normalnych, spokojnych ludzi, którzy tego brutalnego spotkania ani sobie nie życzyli, ani nie są nań przygotowani. Życie nie daje im jednak wyboru; postawieni pod ścianą, zadziwiają i przerażają siebie i innych. Starszy film jest tu bardziej oryginalny, bo główny bohater dramatu - grany przez Dustina Hoffmana - rzeczywiście jest tu jednostką jak najbardziej pokojową. To największa różnica w porównaniu z „Historią przemocy”, gdzie na ścieżkę agresji i krwi bohater nie wkracza, lecz wraca. Wariant z 1971 jest znacznie ciekawszy, być może nie tylko z tego jednego, psychologicznego powodu. Hoffman doskonale pokazuje desperację człowieka, który nie dostaje żadnej szansy, by zachować swój naturalny sposób bycia i poglądy. Z zawodu astrofizyk, spokojny i niekonfliktowy, jest niemal od początku skazany na konflikt z lokalną społecznością opojów i chuliganów. Sytuacji nie ułatwia wyjątkowo atrakcyjna żona, mająca wspólną przeszłość z niektórymi z bandytów. Prosty materiał na film sensacyjny? Może i tak, ale nikt nie poszedł na łatwiznę. Bandyci wcale nie mają tak mało racji, a ich sytuacja życiowa nie jest godna pozazdroszczenia. Główny bohater również nie popisuje się bohaterstwem dokładnie wtedy, gdy należałoby. Obwinić jedną osobę i wyjaśnić wszystko - takie rzeczy raczej się nie zdarzają i nie będzie ich również w tym filmie. Co bowiem zrobić, jeśli okaże się, że wszystkie wspaniałe czyny dokonane zostały w obronie tych, którzy rzeczywiście zawinili? Niekiedy dopiero po opadnięciu bitewnego dymu widać, kto właściwie stoi po której stronie, i która strona była tą naszą. Właściwą?
Takie właśnie filmy produkują maniaków kinematografii. Natężenie uczuć i dramaturgia tych niecałych dwóch godzin z powodzeniem może zastąpić całe tygodnie życia przeciętnego człowieka w centralnej Europie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz