niedziela, 15 czerwca 2008

Tylko bardzo ciężka praca czyni wolnym.


Pracowałeś? To popracuj jeszcze trochę! Kiedy zaczyna się prawdziwa pracowitość, jeśli 200% normy jest lepsze od 150%, a 450% ośmiesza wynik 200-procentowy? Fantastyczny film „Glengarry Glen Ross” pokazuje nam, jak świat biznesu i sprzedaży przechodził jedną ze swoich licznych przemian – przeobrażenie dobrej, starej Ameryki rzetelnych sprzedawców (czy kiedykolwiek byli takimi naprawdę?) w napędzanych strachem, chciwością i konkursami wydajności żołnierzy handlu, sprzedających wszystko wszystkim, i zawsze z zyskiem większym niż w zeszłym miesiącu. Wielkie narodowe podkręcenie śruby odbywa się w tym przypadku w agencji obrotu nieruchomościami, której perypetie jak w lustrze prezentują nam problemy amerykańskich, a chwilę potem już wszystkich innych, handlowców.
Kto pierwszy wpadł na pomysł, że nie liczy się wynik, tylko postęp? Ta sprytna intelektualna figura sprawiła, że już nigdy żaden pracownik nie był dostatecznie dobry, każda liczba jest porównana zostaje z odpowiednią daną z zeszłego roku, a utrzymanie wysokiego poziomu oficjalnie i na zawsze nazwane zostało stagnacją. Każdy z bohaterów filmu reaguje na ten nowy sposób działania nieco inaczej, lecz żaden z nich nie ma większej swobody od drugiego; demon marketingowy, raz obudzony, nigdy się nie zatrzyma i daje tylko jeden wybór – przystosować się albo zniknąć. Większość z ludzi robi w pracy jedną lub drugą rzecz.
Bardzo ciekawa jest to obserwacja, ale i już nieco przestarzała – ideały starych pracowników dawno przeszły do muzeum biznesu, podobnie zresztą jak agresywne strategie młodych - wówczas - wilków; dziś są one zastąpione znacznie bardziej krwiożerczymi pomysłami, a nad prostodusznością dawnych „rekinów” można pokiwać tylko z zadumą głową. Kiedyś nawet bandyci byli grzeczniejsi – dzisiaj oszukają Cię na Allegro i jeszcze dostaniesz szyderczego sms-a. Można więc sobie tylko z nostalgią popatrzeć, jak to było, gdy poczciwy sprzedawca z sąsiedztwa dopiero poznawał smak ludzkiego mięsa. I co się działo, gdy nie chciał zjeść swojej porcji.

Brak komentarzy: