
Jakże naiwny był lud polski, od stuleci strojący szatana w pruskie odzienie! Wyszło jednak na to, że to nie diabeł mieszka nad Menem, lecz sam Bóg w trzech osobach. Na dodatek, ów wszechmocny Niemiec ma dość nielitościwe poczucie humoru, jeśli chodzi o lud, który z taką gorliwością stawia mu brzydkie kościoły. Oczywistym jest, że bardzo często i bardzo wiele rzeczy się w życiu przegrywa; wie to każdy oprócz Toma Cruise'a. Dlaczego jednak, skoro już przegrywamy z Niemcami, to za pomocą nogi polskiego piłkarza? I dlaczego - ach - aż dwoma polskonożnymi golami?! Czy to było naprawdę niezbędne?
Gorzki ten absurd można jeszcze, przy odrobinie samozaparcia, zapić. Co począć jednak, gdy otrzeźwia nas nagle wygrana Polaka – za kierownicą auta niemieckiego zespołu? Szlachetny z nas naród; pogrążani, w ostatniej chwili wyświadczamy wspaniały prezent naszym przeciwnikom. Trudno o czyn bardziej chrześcijański, niż zwycięstwo dla BMW w godzinie klęski polskiego zespołu futbolowego. Niejednego jeszcze wydamy papieża! Pragmatyzm Zachodu jest jak rzadko kiedy wyraźny, podobnie jak osławiona i słowiańska tęsknota za pięknem, ciepłem i dobrem - sielanką. Tęsknimy za nią, tęsknimy - a wygrane nasze i przegrane coraz trudniej rozróżnić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz