
• młoda prawniczka opowiada na łamach opiniotwórczego tygodnika o swoich doświadczeniach w pracy w ministerstwie; nie dostała nawet etatu, nie dostała współpracowników niezbędnych do wykonania zadania. Pracowała znacznie więcej niż miała to opisane w umowie, często podejmując decyzje wymagające nie posiadanych przez nią kompetencji. Pracuje nieomal w pojedynkę, budując nasze przyszłe państwo; ta farsa odbywa się oczywiście pod wielką presją czasową, co również ma swój wpływ na efekty jej wysiłków. Już po oddaniu projektu/analizy/ustawy zapracowana prawniczka zauważyła, że pomyliła się w rachunkach o 150 mln zł, które w beznadziejny sposób przepadną (gdy mogły być skierowane w znacznie rozsądniejsze miejsca). Ku jej zdumieniu, uspokojono ją jednak, że to nic strasznego - „nic się nie stało”. Kto wie, być może efekty tej pomyłki będziemy odczuwać całe lata, jeśli przepis wszedł w życie w niezmienionym kształcie. Warto sobie przypomnieć o tym niezwykłym (choć pewnie zupełnie zwykłym w warunkach urzędniczych) wydarzeniu, gdy znów staniemy w kolejce do niedostępnego lekarza bądź mamy problemy z wypełnieniem PIT-u.
• inna młoda urzędniczka zna tańszą, ale równie ciekawą historię. Gdy przyszła objąć stanowisko, w trakcie porządków po poprzedniku znalazła cały pakiet dokumentów - decyzji i opinii czy ekspertyz, na które od trudnego do wyobrażenia czasu czekali liczni petenci. Owe stosy korespondencji użyte zostały do podparcia kiwającej się szafy. Chyba nic nie trzeba do tego dodawać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz