niedziela, 23 grudnia 2007

Jingle Hell.


Myślicie, że w święta jest ciężko? Drażni Was hipokryzja ludzi miłych tylko przez 1/365 roku, wszechobecność ckliwych, obłudnych neonów i nagłe nawrócenia na drogę kolęd najbardziej zdegenerowanych i cynicznych gwiazd show-businessu? To wszystko paskudztwo, ale nie najgorsze. Usiądźcie więc, i posłuchajcie. Pewna rodzina ze Stanów Zjednoczonych - ojciec, matka, dzieci - wyszła na chwilę do pobliskiego lasu, po choinkę. Chcieli zapewne ściąć sobie jakieś estetyczne drzewko, korzystając z sąsiedztwa nieprzebranej, dzikiej kniei. Obejrzeli ich trochę, i każde drzewko wydawało się trochę brzydsze od następnego, sporo za duże, zbytnio cherlawe, bardziej sine niż zielone; 5 metrów dalej rośnie za to chyba choinka niemalże idealna. Tato, chodźmy tam! Poszli więc, i 3 dni potem ratownicy znaleźli ich na progu śmierci - uratował ich przebiegający przez las rurociąg, pod którym się schronili. Ostatnią rzeczą, jaką mieli siły zrobić, było napisanie na śniegu wielkiego napisu "Pomocy"; dzięki niemu zostali znalezieni. Błądzili trzy dni i trzy noce po lesie, dodając sobie otuchy śpiewaniem i rozmową - i kompletnie nie wiedząc, gdzie idą i czy ktokolwiek jeszcze zobaczą drugiego człowieka. Historia ta jest zbyt niezwykła i wstrząsająca - zwłaszcza w kontekście błahego celu ich parominutowej wyprawy - by dało się ją sensownie skomentować. Namysł, zdumienie i cichy szum drzew...

Brak komentarzy: